ANY BORDER 2 - GABRIELA L. ORNIONE
„Jurgen czuł potężny ciężar swojej bezradności, a z drugiej strony wielką ulgę, że w końcu zaczęła mówić. Do tej pory milczała albo płakała. W sercu Hollanda zaczęło się tlić światło nadziei, że zaczyna się otwierać. Było to konieczne, żeby jej pomóc. Musiała przestać dusić ból w sobie”.
Any i Giorgio stają przed kolejnym wyzwaniem, jakim jest niespodziewana ciąża kobiety. Dopadają ich wątpliwości zwłaszcza ją. Jak sobie poradzi, jak to będzie teraz wyglądało. To miał być tylko romans i sex, a teraz ich związek przekształcił się w coś więcej... Oboje dzięki tej znajomości odkryli nowych siebie i pokochali. Tylko niestety życie, los potrafią być niesprawiedliwe i zsyłają na nich kolejne próby. Dają szczęście, by je brutalnie odebrać. Podcinają skrzydła, by patrzeć czy będziemy, w stanie podnieść się i walczyć znowu o swoje szczęście. Niestety nic nie dzieje się bez przyczyny, a konkretne osoby, które pojawiają się w naszym życiu, są w nim, by dać nam coś, czego sami niekiedy nie dostrzegamy, by uczyć nas i pokazywać co jest najważniejsze. Jeśli jesteście ciekawi, jak zakończyła się historia Any i co wydarzyło się w jej życiu, to koniecznie musicie przeczytać „Any Border 2”, a jeśli jeszcze nie czytaliście pierwszej części, to koniecznie musicie przeczytać obie. Ja wam nic więcej nie zdradzę. Poza tym, że będziecie potrzebować dużej ilości chusteczek i melisy, żeby przebrnąć przez pewne momenty, jakie zafundowała mi Gabriela L.Orione. Kobieto ty, nie masz dla mnie / dla nas litości, wiesz o tym?! Musiałam dać sobie kilka dni na ochłonięcie po przeczytaniu, by napisać tę recenzję, a i tak siedzę i ryczę, gdy to piszę. Gdy doszłam do tej najgorszej chwili, to uwierzcie mi, że odkładałam książkę z pięć razy, by ochłonąć i na nowo zabrać się za czytania, ale to i tak nie pomagało. Serce pękło mi na milion kawałków. Szczęście mieszało się z bólem i łzami. Te emocje, ta historia, ci bohaterowie pozostaną w waszych sercach na bardzo długo. Nigdy ich nie zapomnicie. Przygotujcie się na śmiech, humor, radość, gorące i namiętne chwile, ale również na ogromny ból, łzy, strach i odnajdowanie sensu życia w nowych sytuacjach. Płynięciu pod prąd i walczeniu o to, co dla nas jest ważne. Sile przyjaźni, rodzinie. Bo nawet w największym mroku można odnaleźć światełko, które sprawi, że znowu zapragniemy być szczęśliwi zwłaszcza wtedy gdy mamy dla kogo żyć. Bo „Miłość nie zna granic, a prawdziwe szczęście niejedno ma imię”.
Więc „Love is free of any border”. W tej historii przekonacie się, że to prawda a pewnie niektórzy z nas znają to z życia codziennego. Ja się o tym przekonałam tak jak Any. Gorąco i z czystym sumieniem wam polecam tę książkę. Bo znajdziecie w niej znacznie więcej, niż możecie podejrzewać.
Komentarze
Prześlij komentarz